Jak już kilka razy wspominałam, nie przepadam za gotowaniem. Tłumaczyłam to nierównym podziałem genów, że nie umiem, że A. lubi bardziej. Tym chętniej chwale się dzisiejszym dokonaniem.
Zrobiłam dzisiaj makaron! I
nie chodzi mi o to że ugotowałam wcześniej kupiony, tylko zrobiłam od A do Z.
Sama. Wyszedł co prawda strasznie twardy, no ale cóż… Pierwsze koty za płoty. Następny
będzie już absolutnie doskonały. A dlaczego? Bo mam pełną głowę dobrych rad
od mamy! A wiadomo, że jak mama ugotuje, to nie ma nic lepszego na świecie. A
żeby makaron nie czuł się zbyt osamotniony zrobiłam mu do towarzystwa sos śmietanowo
– szpinakowy! I całego mojego dzisiejszego gotowania to on mi tylko wyszedł jak
należy.
Bo później upiekłam jeszcze ciasto. A właściwie dwa ciasta. Kawowe z korzenną kruszonką orzechową. I wyszły mi 2 zakalce. Tak więc d...! Już więcej nic nie ugotuje! Geny się nie mogą mylić. Moja dzisiejsza przygoda z gotowaniem zaczęła się szybko i szybko się skończyła. Jeden sukces na trzy wykwintne potrawy. Nie satysfakcjonuje mnie ten wynik.
Kolejnego posta o gotowaniu możecie oczekiwać najdalej za pół roku.
a ja lubię zakalec :) a twoje nalesniki sa najlepsze na swiecie :*
OdpowiedzUsuńale apetycznie to wygląda, aż chyba się sam zdecyduje na coś takiego.
OdpowiedzUsuńsmacznego - ew
OdpowiedzUsuńoj M. ;-) Nie poddawaj się tak od razu ;-) Jak na pierwszy raz to wynik 1:3 jest suuper - myśl pozytywnie przecież zawsze mogło być gorzej 0:3 i co wtedy ? Piękny ten makaronik
OdpowiedzUsuńDzięki G, masz racje, myśleć pozytywnie!
OdpowiedzUsuń