Pewnego razu . . .
. . . będąc w domu postanowiłam
spotkać się ze znajomymi mieszkającymi w pobliskim mieście. Podczas tego
spotkania mieliśmy pójść do urzędu załatwić bardzo ważne sprawy. Droga do naszego celu
wiodła prostym odcinkiem drogi, tuż obok ogródków działkowych, cmentarza
radzieckiego, przez rondo i osiedle domkowe. Już na samym początku zauważyłam,
ze coś jest nie tak. Zaraz po minięciu pierwszych świateł, ukazał nam się widok
zupełnie niebywały. Tłumy ludzi spacerujących w tą i z powrotem, dzieci trzymające
w rączkach helowe balony w kształcie dziwnego zwierzątka, wata cukrowa na
każdym kroku i pełno straganów z mydłem i powidłem. Okazało się że w Mieście
odbywa się coroczny festiwal na cześć Lamy.( Lama- parzystokopytny ssak z
rodziny wielbłądowatych występujący w Ameryce Południowej. I jak się okazuje, czczona festiwalem w moim okrągłym mieście.)
Gdy weszliśmy w ten różnorodny tłum ludzi, lam, ujeżdżaczy lam, sprzedawców
lam, lam dużych i małych okazało się że nie tylko one są tam jedyną atrakcją. Z
mojego okrągłego miasta nadawała swoją audycję Trójkowa Lista Przebojów. Na
nieopodal położonym parkingu przy nieopodal położonym supermarkecie można było
kupić kozę. Był pokaz sztucznych ogni. Były lamy tak duże że miały nogi tak
długie jak najwyższe drzewa. A jedna mała lama zjeżdżała nawet na zjeżdżalni
prosto do swojego łóżka. Niektóre lamy
podskakiwały jak szalone, inne miały tak króciutkie nóżki, że ledwo się
poruszały. Oczywiście w natłoku tych atrakcji nie zdążyłam załatwić bardzo
ważnej sprawy urzędowej. A Wam co się dzisiaj ciekawego śniło?