niedziela, 20 lipca 2014

Idealna Niedziela. . .

Z racji braku widoków na urlop w tym roku, staramy się wykorzystać każdy wolny dzień najlepiej jak możemy. I tak na przykład dzisiaj spędzamy idealną, wolną niedzielę we Wrzącej. Idealna, wolna niedziela charakteryzuje się tym, że robimy tylko to na co mamy ochotę. Dzięki uprzejmości mojej cudownej mamy spaliśmy dziś dość długo. Nie jakoś szokująco długo, ale dłużej niż zwykle. Wystarczająco długo, żeby zaraz po przebudzeniu pomyśleć, że to może być naprawdę udany dzień. Zjedliśmy pyszne śniadanko, opróżniając lodówkę z nowo powstałego malinowego dżemu maminej roboty. Po czym zaczęliśmy się lenić. Zasiedliśmy przed domem na bujanej huśtawce z „Kroniką ptaka nakręcacza” Murakamiego i najnowszym wydaniem Bloomberga. I się huśtaliśmy, huśtaliśmy, hustaliśmy….


Kawa. . . Do kawy placek drożdżowy z jagodami. . .


Pobiliśmy wszelkie rekordy w jedzeniu malin. . .



Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam dwa bukieciki. . .  z jabłkami. . . 


i ze śmierdzącymi kwiatkami. . . 


Zjedliśmy też masę. . . 


Na obiad zjedliśmy wielki garnek fasolki, oczywiście własnej ogródkowej. I mizerie, też z własnych ogórków. Tylko kurczak nie był nasz, ale to może akurat dobrze. Bo mamy tylko 7 sztuk. Po obiedzie wyjechaliśmy z wielkopolski.  Byliśmy nad jeziorem w Brdowie, a wracając zrobiliśmy nasz ulubiony myk, czyli skręciliśmy w nieznaną dróżkę. 



Odkryliśmy takie fantastyczne miejsce! Leśniczówkę, stadninę koni. Piękny, stary sad, z malowniczo rozpadającym się domkiem. Cudowny dworek. Trafiliśmy do rezerwatu archeologicznego z cmentarzyskiem szkieletowym i grobowcami. A wracając na fantastyczną plażę. A teraz, razem z naszym przyjacielem Leszkiem odpoczywamy i cieszymy się spokojem, planując remont naszego przyszłego, starego domu, który kiedyś uratujemy przed zburzeniem. . . 

A Wam jak minął dzisiejszy dzień?







środa, 16 lipca 2014

Po ślubie. . .

Tak się dobrze składa, że moje życie to pasmo mniejszych lub większych przyjemności. I tak na przykład w ostatni weekend miałam wielką przyjemność podjąć się pewnego ślubnego zadania. Pierwszego, samodzielnego dekorowania sali weselnej ! Przygotowania i ustalenia trwały pół roku, narady, porady, pomysły, zamysły. Jakie kwiatki. Jakie kolory. W czym. Jakie tasiemki. Lampiony. Świeczki. Jakie dekoracje. Gdzie. Co i jak. O której godzinie. Na szczęście od samego początku miałam z Panną Młoda bardzo podobne wizje jak wszystko ma wyglądać. Był to  mój pierwszy raz, więc emocje i stres były przeogromne. I oczywiście nie była bym sobą gdybym nie dołożyła gdzieniegdzie polnego kwiatka. Podobno, wszystkim się podobało... 
  

A Wy co o tym myślicie?


Mr & Mrs





Dziękuję bardzo E&R za zaufanie i powierzenie mi takiego poważnego zadania.