piątek, 18 stycznia 2013

Stało się!

Znów do tego doszło. Ledwo zapomniałam o ostatnim razie a tu znowu to samo. No ileż można!?! Wszystko zaczęło się już wczoraj wieczorem, kiedy nie mogłam zapanować nad temperaturą mojego nosa, stóp i dłoni. Herbata z imbirem i resztą nie pomogła, przykucie się do kaloryfera tak samo i nawet gorący prysznic zawiódł. A dzisiaj rano to już w ogóle. . . Brak słów! Sprawa wygląda fatalnie. Mam gorączkę, dreszcze, ból gardła, ból głowy, ból oka, ból nogi, katar i kaszel.  

Na szczęście mam też A. który dzielnie się mną opiekuje. Właśnie przyniósł mi mleko i ciasteczka. A wcześniej zrobił obiad, i nastawił syrop z cebuli i z buraka. Znacie może jeszcze jakieś inne sposoby leczenia przeziębienia? Ja trzymam się ściśle zaleceń Ministerstwa Zdrowia i nie wychodzę z domu żeby nie zarażać. 

Mam nadzieje, że przeżyje . . . 

środa, 16 stycznia 2013

Chat Noir . . .


Każdy z was to pewnie kiedyś widział. Jest to dość powszechny wizerunek, często spotykany na Paryskich bulwarach, na widokówkach, plakatach, torbach, kubkach, koszulkach oraz na wielu innych płaszczyznach które charakteryzują się wielką klasą i stylem. 

Nie ważne jak ironiczne jest poprzednie zdanie - mi się to podoba. I kiedyś sobie sprawię koszulkę i ręczniki z takim nadrukiem. I piórnik. I zastawę obiadową na 12 osób.  Tymczasem prezentuję mój obraz:



Wracając do meritum sprawy…   Każdy to zna, ale czy wszyscy wiedzą co to jest? Plakat Chat Noir przedstawia Czarnego Kota. Kot jaki jest każdy widzi. Ale co się za nim kryje? Otóż kryje się niezwykła historia jednego z Paryskich kabaretów. Owo wspomniane miejsce, kabaret artystyczny, stało się przestrzenią w której miano walczyć z kultem naturalizmu oraz z konserwatywnymi wartościami. Czarny Kot znajdował się w (wtedy jeszcze) dzielnicy peryferyjnej, na Montmartrze w której jak grzyby po deszczu wyrastały charakterystyczne dla ówczesnej okolicy wiatraki. Ktoś się domyśla o co z nimi chodziło i po co tak wyrastały? Dzielnica ta była wielce podejrzana i strach było się tam po zmroku zapuszczać.  Chyba, że chciało się trafić tam gdzie się chciało trafić. Właśnie ta nutka niebezpieczeństwa oraz tajemniczości sprawiła, że właśnie to miejsce odniosło tak spektakularny sukces i na wiele lat stało się synonimem ciekawej, nocnej przygody. 

Powyższy plakat zaprojektował francuski rysownik, malarz i grafik Theophile Alexandre Steinlen. I podobno ten kot siedzi na pianinie. Jeśli ktoś by reflektował na takiego kota to zapraszam o tutaj właśnie.

I na koniec coś co właściwie powinno być na samym początku, żeby czytelnik miał miły podkład muzyczny do lektury. 


sobota, 12 stycznia 2013

Plany, plany...


Dopiero początek roku a tu już taki wielki krok ku realizacji mojego Wielkiego Życiowego Planu. Byłam dzisiaj pierwszy raz na niewielkiej (aczkolwiek intensywnej) praktyce w uroczej kwiaciarni i udekorowałam (profesjonalnie) swoja pierwszą w życiu (poważną) różę!!! Nauczyłam się również jak zawiązać piękną (także w pełni profesjonalną) kokardę i usłyszałam wiele trudnych do zapamiętania nazw liści które dodaje się do bukietów. Z dzisiejszego dnia wyniosłam wielce odkrywcze (choć pewnie dość oczywiste) odkrycie, iż doświadczenie daje trylion razy więcej wiedzy niż zajęcia (nawet praktyczne) na florystyce. Jeśli ktoś chciał by jakiegoś mojego kwiatka to czasem będę w tej kwiaciarni



wtorek, 8 stycznia 2013

O aniołkach...


Witam Was serdecznie w Nowym 2013 Roku! Jak wasze postanowienia noworoczne? Nadal przy nich trwacie? Ja póki co trwam! Mam nadzieje, że uda mi się to jak najdłużej. A czy liczycie na jakieś przełomy, na jakieś spektakularne zmiany? Albo chociaż na nie spektakularne? Ja moje przełomy mam już zaplanowane i postanowione. Tak więc pozostało mi tylko na nie z niecierpliwością  czekać. . . 

A tym czasem, pochwalę się moim serdecznym wujkiem i jego cudownymi aniołkami. W moc aniołów chyba nikt nie śmie wątpić. Prawda? Każdy z nas ma swojego jedynego, wyjątkowego. Mój ma wielkie gorące  serducho i uroczo wystające kolanka. I jest bardzo pięknie przepuszczalny, bo pięknie przepuszcza światło . . .



Wszystkie aniołki i nie tylko aniołki, są istotami ręcznie robionymi przez mojego osobistego wujka K. Wykonywane są z pasją, zaangażowaniem i ogromną dawką poczucia humoru. Kto zna tego mojego wujka ten wie, że tak jest. Każda z tych istot jest wyjątkowa, niepowtarzalna i jedyna. Szczerze polecam obdarowywanie bliskich i siebie samych takimi cudownościami. Z jednej strony można stać się posiadaczem oryginalnej dekoracji, a z drugiej przyłożyć rękę do rozwoju rękodzieła. Tu polecam stronę internetową ->o tu właśnie. A tu polecam coś do polubienia -> o tu polecam. Wspomnę tylko jeszcze, że siedziba firmy znajduje się w naszym cudownym Okrągłym Mieście i jeśli ktoś sobie zamarzy takiego aniołka to może na stronie internetowej firmy znaleźć kontakt do mojego wujka. I pamiętajcie... anioł to anioł... zawsze dobrze mieć jednego blisko siebie. Mój teraz na mnie patrzy...