Rzadko mi się zdarza brać udział
w jakiś konkursach. A jeśli już to z niecierpliwością czekam na wynik i otrzymanie
wygranej, której z regału nie otrzymuje. Ale jak to mówią, kto nie ma szczęścia
w konkursach . . .
Jednak tym razem było inaczej.
Zupełnie niespodziewanie wygrałam nagrodę główną w pewnym ściśle tajnym
konkursie. Pewnego deszczowego popołudnia dostałam zwycięskiego smsa, który
informował, że oto w tej właśnie chwili zostałam szczęśliwą posiadaczką biletu
wte i wewte do Irlandii ! ! !
Oczekując w wielkim napięciu na
nadejście dnia wylotu, w końcu się doczekałam . . . i poleciałam. Zielona wyspa
aktualnie jest zielono – ruda z racji pory roku (z przewagą zieleni), jest
również zachwycająco piękna. Udało mi się zobaczyć najcudowniejsze miejsca,
małe, urocze domki, zjeść dużo pysznego jedzonka, ciągle moknąć i poznać wielu
ciekawych ludzi. Zaskoczyło mnie w Irlandii
tak: dwa krany, ruch lewostronny, niezwykła uprzejmość tubylców, brak
Lays’ów, wszędzie obecny polski język, wszędzie obecne owce i oczywiście wszędzie
obecny . . . znów deszcz. Zaskoczyła mnie również niezwykła potrzeba planowania
u organizatora konkursu i współorganizatorki. I jeszcze zaskoczyło mnie bardzo,
że jadąc jednośladową błyskawicą organizatora ma się wrażenie przekraczania prędkości
światła gdy tak naprawdę jedzie się 60 km/h. Wspominałam już o pogodzie?
Generalnie zaskoczona byłam
niemal cały czas. Raczej w większości pozytywnie. Czasem zaskoczona byłam
bardzo, bardzo. Na przykład takim sklepem w którym podaje się pani numer
produktu który się chce i za chwilę pojawia się jeden z elfów i ci go podaje. Albo
takim klimatycznym lokalem w którym płaci się ile się chce. Albo czystą wodą w
strumykach. Albo kolorową owcą. Albo oceanem. Albo tym, że tam naprawdę ciągle pada. Albo, że
wychodzę na dwór a tam stoi przede mną jeleń. Albo stado jeleni. Albo koń. Albo
ciastem naleśnikowym w butelce, takim do zalania wodą i gotowe. Albo tapioką
(pycha). Albo tym jak startuje samolot.
Serdecznie dziękuje za zaproszenie mojemu bratu - organizatorowi i współorganizatorce S.
Podsumowując, gorąco polecam. Tylko trzeba zabrać buty na zmianę, przynajmniej dwie pary.
"O LOSIE" co za przygoda - wielkie fanfary dla organizatora i współorganizatorki - cóż za przeżycie, szaleństwo - nie wiem jakimi słowami się tu wyrażać, bo przy natłoku Twoich myśli reszta jest zbędna.
OdpowiedzUsuńMogę cieszyć się tylko twoją wygraną i pozazdrościć przygody ;-)
p.s.
Co kraj to obyczaj hahaha
Może Tobie też się uda wygrać w takim konkursie:)
OdpowiedzUsuńżeby wygrać trzeba grać ;-)
OdpowiedzUsuńja nie grałam a wygrałam !
OdpowiedzUsuńale tam pięknie!
OdpowiedzUsuń