wtorek, 20 sierpnia 2013

Wrocławska przygoda…


Zupełnie niespodziewanie znalazłam się dzisiaj we Wrocławiu.  Teraz właśnie wracam i od razu zdaję relacje na żywo.  Wrocław znam na tyle, że wszelkie interesujące mnie atrakcje sama potrafię odnaleźć  i bez pomocy mapy oraz przemiłych i pomocnych przechodniów do nich trafić. Dziś Wrocław tonie w strugach deszczu. Ale nie odstraszyło mnie to i (zupełnie sama) wyruszyłam na zwiedzanie starych kątów, które odwiedzałam dość regularnie przez dwa lata bywania u A. Buty zmokły mi już po 10 minutach spacerowania po rynku, ale było całkiem ciepło i wcale się tym nie przejęłam Ani razu się nie zgubiłam. Widziałam jak będąc bezdomnym można sobie uwić miłe mieszkanko pod mostem - co jednak nie wpłynęło dobrze na stan zdrowia Pana Bezdomnego bo ciągle kaszlał. Znalazłam 2 sklepiki w  których produkują ręcznie robione cukierki i lizaki i w których zaopatrzyłam się na pół roku zaspokajania słodkich ochotek. W strugach deszczu odwiedziłam ogród botaniczny, Ostrów Tumski i Wyspę Słodową.

Znów pochodziłam po rynku i natrafiłam na plakat, który przypomniał mi o znajdującej się właśnie we Wrocławiu wystawie malarstwa rodziny Brueghel. Dowiedziałam się, że rodzina ta była bardzo liczna i obfitowała w wielu uzdolnionych artystycznie mężczyzn. Polecam każdemu kto interesuje się malarstwem niderlandzkim z XVI, XVII I XVIII wieku. Jak ktoś się nie interesuje akurat tym malarstwem, a interesuje się ogólnie historią sztuki to też polecam. Za to nie polecam tym którzy mają gdzieś historie sztuki bo na tej wystawie na pewno jej nie polubią.  Dodam jeszcze tylko, że wszystkie dzieła są eksponowane w Polsce po raz pierwszy, a ponieważ pochodzą z prywatnych kolekcji - jest to jedyna okazja aby je zobaczyć. Dla mnie była to nie lada gratka, warta wydania aż tylu pieniędzy. 

Na koniec znów znalazłam się na rynku, ale to już tylko szybko przez niego przebiegłam, bo trzeba było wracać do domu...


W ogrodzie botanicznym (który uwielbiam i który odwiedzamy za każdym razem jak tam jesteśmy) natknęłam się na cudne nenufary (niczym z ogrodów Moneta). Cudne były też kolekcje sukulentów (które też uwielbiam), białe rozchodniki i pustki na ogrodowych ścieżkach bo byłam w tym czasie chyba jedyną zwiedzającą. 



Zobaczyłam jeszcze masę innych ciekawych rzeczy, o których już nie mam czasu pisać bo muszę się przepakować, przebrać, zjeść obiad i ruszamy dalej.... Ahoj przygodo! Już niedługo kolejna relacja z kolejnej podróży. 





5 komentarzy:

  1. Widzę, ze muszę nadrobić zaległości i to spore - ja nie wiem jak mogłam do tego dopuścić. W każdym bądź razie jak już Ty zaczniesz trip to STOPu nie ma i bardzo dobrze zwiedzaj ile się da a ja tu będę wszystko na bieżąco śledzić.
    Dorzucam Ci w gratisie piosenkę pod pogodę ;-)
    http://www.youtube.com/watch?v=-7H12OdMCpU
    Twoja (nie)wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. G. - no cóż, miałaś inne atrakcje. dzięki za pioseneczkę :)

      Usuń
  2. Wrocław to bardzo klimatyczne miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też uwielbiam Wrocław, i te nenufary....

    OdpowiedzUsuń