wtorek, 20 listopada 2012

Wygrana. . .


Rzadko mi się zdarza brać udział w jakiś konkursach. A jeśli już to z niecierpliwością czekam na wynik i otrzymanie wygranej, której z regału nie otrzymuje. Ale jak to mówią, kto nie ma szczęścia w konkursach . . .

Jednak tym razem było inaczej. Zupełnie niespodziewanie wygrałam nagrodę główną w pewnym ściśle tajnym konkursie. Pewnego deszczowego popołudnia dostałam zwycięskiego smsa, który informował, że oto w tej właśnie chwili zostałam szczęśliwą posiadaczką biletu wte i wewte  do Irlandii ! ! !

Oczekując w wielkim napięciu na nadejście dnia wylotu, w końcu się doczekałam . . . i poleciałam. Zielona wyspa aktualnie jest zielono – ruda z racji pory roku (z przewagą zieleni), jest również zachwycająco piękna. Udało mi się zobaczyć najcudowniejsze miejsca, małe, urocze domki, zjeść dużo pysznego jedzonka, ciągle moknąć i poznać wielu ciekawych ludzi. Zaskoczyło mnie w Irlandii  tak: dwa krany, ruch lewostronny, niezwykła uprzejmość tubylców, brak Lays’ów, wszędzie obecny polski język, wszędzie obecne owce i oczywiście wszędzie obecny . . . znów deszcz. Zaskoczyła mnie również niezwykła potrzeba planowania u organizatora konkursu i współorganizatorki. I jeszcze zaskoczyło mnie bardzo, że jadąc jednośladową błyskawicą organizatora ma się wrażenie przekraczania prędkości światła gdy tak naprawdę jedzie się 60 km/h.  Wspominałam już o pogodzie?

Generalnie zaskoczona byłam niemal cały czas. Raczej w większości pozytywnie. Czasem zaskoczona byłam bardzo, bardzo. Na przykład takim sklepem w którym podaje się pani numer produktu który się chce i za chwilę pojawia się jeden z elfów i ci go podaje. Albo takim klimatycznym lokalem w którym płaci się ile się chce. Albo czystą wodą w strumykach. Albo kolorową owcą. Albo oceanem. Albo tym, że tam naprawdę ciągle pada. Albo, że wychodzę na dwór a tam stoi przede mną jeleń. Albo stado jeleni. Albo koń. Albo ciastem naleśnikowym w butelce, takim do zalania wodą i gotowe. Albo tapioką (pycha). Albo tym jak startuje samolot.

Serdecznie dziękuje za zaproszenie mojemu bratu - organizatorowi i  współorganizatorce S.  


Podsumowując, gorąco polecam. Tylko trzeba zabrać buty na zmianę, przynajmniej dwie pary.

5 komentarzy:

  1. "O LOSIE" co za przygoda - wielkie fanfary dla organizatora i współorganizatorki - cóż za przeżycie, szaleństwo - nie wiem jakimi słowami się tu wyrażać, bo przy natłoku Twoich myśli reszta jest zbędna.
    Mogę cieszyć się tylko twoją wygraną i pozazdrościć przygody ;-)
    p.s.
    Co kraj to obyczaj hahaha

    OdpowiedzUsuń
  2. Może Tobie też się uda wygrać w takim konkursie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. żeby wygrać trzeba grać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale tam pięknie!

    OdpowiedzUsuń